wtorek, 31 października 2017

Holy win!!!

Holy win!!!
,,To nie jest tak, że oni umarli, a my żyjemy.
To oni żyją, a my umieramy."
~ ks. Piotr Pawlukiewicz.




Z nadejściem listopada odwiedzając groby naszych bliskich jeszcze bardziej przypominamy sobie o kruchości istnienia i pamięci o najbliższych. To właśnie ten czas gdy wiemy, że nic nie trwa wiecznie i żyjemy nadzieją na powtórne spotkanie z naszymi ukochanymi.. To też czas zadumy, czas ukojenia i może smutku z niewiedzy ile zostało do tego spotkania..
Wiem, że w tradycji początek listopada wiąże się z odwiedzaniem grobów naszych bliskich. To naprawdę piękny gest, że chcemy zapalić znicz czy postawić sztuczny kwiat trwający bardzo długo. Ale nie zapominajmy o nich na co dzień. Może nie zawsze mamy po drodze na cmentarz.. może mamy kilkanaście/ kilkadziesiąt kilometrów, a może zwyczajnie nie chcemy.. Ale pamiętajmy o tym, by jak najczęściej dawać im to co najpiękniejsze, a nic nie kosztuje. Ofiarujmy za nich swoją modlitwę. I choć groby naszych bliskich są dla nas najważniejsze, to rozejrzymy się też wokół. Na każdym cmentarzu znajduje się pełno porzuconych, a może już nieodwiedzanych grobów powstańców, żołnierzy, czy harcerzy. Oni naprawdę dali z siebie wszystko, abyśmy my teraz mogli żyć w wolnej ojczyźnie. Oni żyli myśląc o nas, może nie osobiście, ale ogólnie o młodzieży która kiedyś będzie żyła na tych terenach. Dlatego też powinniśmy pomyśleć o nich, dziękując za to, że byli w stanie zrobić wszystko dla naszej wolności. 

Halloween, halloween trąbią od rana wszelkie gazety, portale i nastolatkowie. Ale czy faktycznie w dzisiejszej dobie, nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, czym jest i jakie niesie konsekwencje HALLOWEEN?! Jak szybko prowadzi do zniewolenia, nawiedzenia czy opętania? Że wcale nie jest niewinną zabawą, a prawdziwym zagrożeniem duchowym? Nie ukrywam, że zostałam (a nawet wciąż jestem) wychowywana w tradycyjnej, konserwatywnej rodzinie. U mnie nigdy nie było halloween, oblewania krwią, wywoływania duchów czy nawet zbierania cukierków. U mnie zawsze był jednak kult i szacunek do zmarłych. Dlatego wiem, że będę uczestniczyć w Nocy Świętych.. W Balu, ze wszystkimi świętymi- tymi, którzy nad nami orędują. Tymi, którzy patrzą na nas z góry i wstawiają się za nami przed Bogiem. Wiem, że będę mieć namiastkę tego, co czeka mnie w wieczności. Dlatego warto tam być i samemu przeżyć coś tak pięknego. Jestem pewna, że u Ciebie również są takie uroczystości. Jeśli tylko chcesz to poszukaj ich w swojej parafii, czy diecezji i weź w nich udział. A jestem pewna, że nie pożałujesz radości i owoców z tego spotkania.  




Wydaje mi się, że wszystko w naszym życiu zależy od podejścia. Od tego jak patrzymy na świat, a w szczególności z jakiej perspektywy. Jeśli wierzymy w życie wieczne to mamy świadomość tego, że nasza codzienność przybliża nas do prawdziwego życia, do życia pełnego miłości i radości, do życia do którego zaprasza nas Pan.. Bo przecież, tak jak mówił ks Pawlukiewicz.. to nie my żyjemy.. to oni żyją a my umieramy!! 

sobota, 28 października 2017

Seminarium Odnowy Wiary

Seminarium Odnowy Wiary


Jak wiecie lub nie, 22 października w Sanktuarium św. Józefa rozpoczęło się kolejne Seminarium Odnowy Wiary. Jako osoba ciekawa i przede wszystkim szukająca różnych form modlitwy czy formacji udałam się na spotkanie wprowadzające. Mimo wielu moich obaw, chciałabym spróbować i również Wam tydzień po tygodniu przybliżać czym jest i jak wygląda Seminarium Odnowy Wiary! :)

Czym jest Seminarium?

Seminarium Odnowy Wiary to cykl rekolekcyjny, który trwa 10 tygodni. Są to zdecydowanie inne rekolekcje.. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że polegają na przeżywaniu ich w zaciszu domowym. To właśnie w tym miejscu - w domu, u siebie, w chwili ciszy każdego dnia siadamy do codziennej formacji. Do pomocy służy nam zeszyt ćwiczeń/ podręcznik do codziennej modlitwy. To w nim sięgamy po słowo na dany dzień. Tu także możemy zapisać sobie wszelkie notatki, wszystko to co poruszyło, czy dotknęło nasze serce.



Czego dotyczy formacja?

Każdy tydzień skupia się na jednym z wielu tematów, związanych z najważniejszymi kwestiami życia duchowego. Seminarium rozpoczyna się od poznawania samego siebie, swoich wad, swojego życia i wiary, a kończy na świadomości, że jesteśmy stworzeni do budowania relacji z innymi, że wspólnota jest darem, który pomaga nam rozwijać wiarę. Zgłębiamy tu przede wszystkim problemy związane z rozeznaniem swojej duchowości, przebaczenia, uzdrowienia, grzeszności a także Bożej Łaski i Miłosierdzia.

Dla kogo jest adresowane?

Seminarium jest odpowiednim miejscem dla każdej pełnoletniej osoby, która pragnie nie tylko odkryć ale pogłębić swoją relację z Chrystusem. Dzisiejszy świat cały czas bombarduje nas nowościami, technikami i wszelkimi rzeczami, które potrafią zagłuszyć w nas głos rozsądku, sumienia i wiary. Oczywiście, nie mówię tu o wszystkich, ale nawet ci, których wiara wydaje się mocna potrzebują jej umocnienia.

Jak wyglądają spotkania na Seminarium Odnowy Wiary?

Oprócz codziennej formacji mamy cotygodniowe(niedzielne) spotkania. To właśnie na nich wspólnie modlimy się, mamy konferencje na podsumowanie całego tygodnia oraz dzielimy się swoimi doświadczeniami w mniejszych grupach. To jest czas dla nas, aby razem z innymi móc się wspierać i rozwijać swoją wiarę.



Czy zachęcam Was do spróbowania przeżycia Seminarium Odnowy Wiary?

Jedno jest pewne.. Kto nie próbuje ten sam się nie dowie. Dziś nie wiem, jakie Bóg da owoce dla tych rekolekcji, nie wiem jak będę żyła po nich, ale jednego jestem pewna -  JAK NIE TERAZ TO KIEDY? Nigdy nie będzie lepszego momentu na poznawanie i odkrywanie siebie niż dziś.

poniedziałek, 23 października 2017

Ostatnie rekolekcje w wakacje, czyli Obóz maturzystów FDNT

Ostatnie rekolekcje w wakacje, czyli Obóz maturzystów FDNT
Nasza Fundacja... no właśnie. Co to "Fundacja"? A więc zacznę od tego.

"Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia” została powołana przez Konferencję Episkopatu Polski w 2000 roku jako wyraz wdzięczności dla Ojca Świętego Jana Pawła II za Jego niestrudzoną posługę duchową na rzecz Kościoła i Ojczyzny. Idea utworzenia Fundacji jako organizacji, której działalność ma upamiętniać Pontyfikat Jana Pawła II przez promowanie nauczania Papieża i wspieranie określonych przedsięwzięć społecznych, głównie w dziedzinie edukacji i kultury, narodziła się po pielgrzymce Ojca Świętego do Polski w 1999 r." (źródło: dzielo.pl)





To tak teoretycznie. A czym naprawdę jest FDNT dla stypendystów? Odpowiem jednym słowem: rodziną. Prawdziwą, kochającą się od pierwszego spotkania przez całe życie rodziną. Rodziną, z którą nie wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach. Rodziną, na którą zawsze można liczyć. Rodziną jednego Ojca. Ojca Świętego Jana Pawła II.
Jesteśmy Żywym Pomnikiem naszego polskiego Papieża, który zawsze tego pragnął. Głosimy Jego poglądy, żyjemy według Jego przykazań, wskazówek życiowych.
Dla mnie osobiście Fundacja była czynnikiem, która rozpoczęła moje nawrócenie - powrót na Drogę Miłosierdzia i Łaski płynącej od Ojca.

A więc, kontynuuję. Nasza Fundacja organizuje co roku obóz dla maturzystów od pewnego czasu już w Myczkowcach (Bieszczady). W tym roku miałem okazję w nim także uczestniczyć. Było tak, jak zwykle na "obozach fundacyjnych" bywa - najlepiej!




Klimat, ludzie, MIŁOSIERDZIE... te wszystkie czynniki, które uczyniły ten obóz cudownym wzbudziły we mnie siłę wspólnoty, chęci do działania i szerzenia miłości wokół siebie. Do tego wszelkie spotkania, rozmowy przeprowadzone ze znajomymi z fundacji i ich problemy utwierdziły mnie w tym, że nie tylko mi jest ciężko w życiu, ale każdemu, który wziął swój Krzyż i podąża za Zbawicielem naprzód z nadzieją.






Podczas obozu mieliśmy wiele konferencji, na których uświadamialiśmy sobie, jak ludzie są opętani przez tego "złego" - Szatana. Jest on przy każdym z Nas, ale nie w Nas dopóki trwamy w modlitwie i Łasce Uświęcającej. Jeśli żyjemy w Bogu, to zawsze będziemy przez Niego otoczeni Jego łaską.

Wspólne spotkania integracyjne przybliżyły Nas do siebie, lecz nie tak bardzo, jak rozmowy w "cztery oczy". Historie, które usłyszałem były przepełnione smutkiem, bólem. Nie wszystko układa się Nam, jakbyśmy chcieli. Wiele ludzi dookoła czeka, aby Nas skrzywdzić. Właśnie tych, którzy mają na celu czynić tylko i wyłącznie dobro. Właśnie w takich sytuacjach nie wolno się zrażać i trwać w miłości dalej, choćby nawet, gdyby to była miłość do nieprzyjaciela.

Bieszczady to góry, a góry to miejsce, w którym Kasia uwielbia przebywać, dlatego postanowiłem te rekolekcje przeżyć prosząc Matkę Pięknej Miłości znajdującej się w Kaplicy w Myczkowcach, aby wypełniała mnie Bożą Miłością w całości, abym zawsze już tą Miłość ofiarować właśnie Jej - tej, z którą pragnę przeżyć całe życie i przejść przez Bramy Niebios trzymając ją za rękę. Wręcz błagałem, aby to, co teraz czuję głęboko w sercu do Kasi nigdy się nie skończyło, a wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej się wzmocniło! Już teraz widzę, jak Ona mnie kocha - robiąc cokolwiek, myśląc o czymkolwiek, planując cokolwiek... zawsze ma mnie w sercu. Jestem tego pewien. Oboje wyszliśmy z rąk Pana na Ziemię, razem wrócimy do rąk Pana.






Miłosierdzie Boże jest niezliczone. Nie da się jednym słowem opisać tego uczucia. Mógłbym próbować, różnie nazywając, co czuję - bezpieczeństwo, bezwarunkową miłość, czy pieczę, którą nade mną trzyma... nie ma jednego słowa określającego ten stan. On daje nam wszystko, o co poprosimy. Jeśli nam odbiera to, co mamy, to może to brzmi bardzo lekkomyślnie i łatwo powiedzieć, ale taka jest prawda - TRZEBA MU ZAUFAĆ! Nic więcej.



Bieszczady to piękne miejsce. Najlepsze na kontemplację z Bogiem, z naturą oraz na znalezienie siebie i swojej drogi prowadzącej do Ojca. Wiem co mówię. Utwierdzony, że idę właściwą drogą, z właściwą osobą u boku, z właściwą Osobą, która czuwa nade mną już na zawsze. Jednymi słowy - IDĘ NAPRZÓD Z NADZIEJĄ!



Chwała Panu!

środa, 27 września 2017

"Miłość (...) nie unosi się gniewem, nie pamięta złego"

   Dlaczego złościmy się na ukochaną osobę o błahe rzeczy? Dlaczego rozpamiętujemy złe rzeczy i błędy popełnione przez ukochaną osobę? No własnie, dlaczego?
  
   Ostatnio zobaczyłem tytułowy cytat, fragment Hymnu o Miłości z Nowego Testamentu. Jest to tak oczywiste, a tak czasem trudne do pojęcia. Bo jeżeli kochamy prawdziwie, jeśli ta miłość płynie z serca... to dlaczego to robimy?

   Często robimy to automatycznie, nie patrząc na nic. Dziennie potrafimy sobie znaleźć choćby jeden powód, by zrobić "dym" jemu/jej praktycznie o nic. Czy można inaczej? 

Można.

Ja (Mikołaj) jestem na to bardzo dobrym przykładem. Bardzo trudno mnie wkurzyć, a jeszcze bardziej pokłócić się ze mną o błahe rzeczy. Kasia może potwierdzić, że bardzo często już próbowała mnie zdenerwować, niekiedy celowo. Szczerze? Udało się jej może jeden raz :D Dlaczego? Otóż, z prostego powodu. Mam pewien przykład związku z mojego środowiska, który opiera się praktycznie na kłótni. Wystarczy choćby nawet nieodpisanie na Facebooku przez 5 minut, i burza się zaczyna. Jak można wszczynać awanturę o takie coś mając w podświadomości fakt, że wraz z każdym konfliktem dwoje kochających się ludzi oddala się od siebie. Dlatego zawsze byłem myśli, że po prostu nie ma sensu. Wystarczy wyjaśnić sprawę bez podnoszenia głosu, i wszystko dookoła staje się lepsze. 
Jestem baaaaardzo ugodowym człowiekiem, i wiem, że ta cecha charakteru służy i służyć będzie nam obojgu przez cały czas. Czy nie lepiej się poczujemy, gdy chcemy coś komuś uświadomić od razu zakładając, że pragniemy dla niej/niego tylko i wyłącznie dobra?

Błędy popełnia każdy: zarówno Ty jak i ja. Tego nie ominiemy, bo jesteśmy ludźmi. Ludźmi skazanymi na błędy, których konsekwencją mogą też być grzechy. Ale jakie mamy prawo do ich rozpamiętywania, szczególnie, gdy zostały one powierzone nam w tajemnicy? Odpowiedź jest jedna i mimo tego, że została zaczerpnięta kolokwialnie rzecz ujmując od "dresów" to się bardzo sprawdza: Tylko Bóg może nas sądzić!

Popełniłem wiele błędów w życiu. Konsekwencją tych właśnie błędów są w większości grzechy, które wprawdzie zostały mi odpuszczone podczas Spowiedzi Świętej, to i tak zostają w psychice człowieka. Niektórych bardzo się wstydzę do tej pory tak bardzo, że jak sobie o nich przypomnę to robi mi się "niedobrze". Lecz z drugiej strony jest to dla mnie nauczka, żeby drugi raz tego samego nie uczynić. Niepojęte jest to, jak człowiek jest się w stanie sparzyć jednym czynem na bardzo długi okres życia. Potem stara się tego nie popełnić, bo przecież nie jesteśmy stworzeni po to, aby cierpieć, tylko aby kochać. Wiem, że mam teraz prawdziwą kobietę, której mogę powiedzieć wszystko bez wyjątku. Kasiu, bardzo Ci dziękuję za to, że po prostu jesteś i będziesz bez względu na moje bły życiowe.

Bądźmy wyrozumiali. Pamiętajmy o tym, że tylko i wyłącznie z uśmiechem na twarzy i radością w sercu wejdziemy do Domu Pańskiego.


Chwała Panu!

środa, 13 września 2017

Krakowska niedziela.. czyli wspólny poranek w promieniach słońca i Bożego Miłosierdzia!

Krakowska niedziela.. czyli wspólny poranek w promieniach słońca i Bożego Miłosierdzia!
Od ponad miesiąca planowaliśmy wyjazd do Krakowa, lecz zawsze "coś", "gdzieś" wypadało... Koniec końców zapadła decyzja: "Następną niedzielę spędzimy w Krakowie!", dlatego 9 września był zarezerwowany na tę piękną dawną stolicę Polski.


Niedziela, pobudka z samego rana, kawa i szybko na pociąg! 07:03 odjazd. Kierunek Kraków.. takie nasze małe, wspólne zakończenie wakacji!


Tosty w pociągu, trochę snu i jeszcze więcej radości z możliwości spędzenia wspólnego dnia! A o 9 z lekkim opóźnieniem wysiadamy na Dworcu Głównym w Krakowie. Z jedną maleńką nadzieją na szybką kawę i jak najlepszy dojazd do Łagiewnik na pierwszą możliwą Mszę!!


I tu się zatrzymujemy. Od dawna marzyliśmy o tym, aby razem jechać odwiedzić "stolicę" Bożego Miłosierdzia. Dlaczego? Bo to od Niego pochodzi cała nasza miłość - ta, którą dajemy sobie nawzajem każdego dnia. Także i w ten dzień chcieliśmy, aby Nasze serca zostały napełnione miłością pochodzącą od Niego. I oczywiście od siebie nawzajem!





Sanktuarium - przepiękne. Boże Miłosierdzie przeszywało każdego, kto tylko wszedł do tego Bożego Domu. Wystarczyło trzymając się za ręce stanąć przed Obrazem Jezusa Miłosiernego, aby łzy spływały po policzkach, aby serce zabiło mocniej. Nie tylko ze względu, że jesteśmy pod opieką Jezusa Chrystusa, ale też dlatego, że właśnie tę piękną chwilę możemy przeżywać przy boku ukochanej osoby. 


Po Mszy Świętej stanęliśmy przed Bramą Miłosierdzia ciesząc się jak dzieci, że udało się wreszcie Nam tu trafić!


Po pobycie w tym cudownym miejscu postanowiliśmy... coś zjeść! :D Dlatego przejechaliśmy komunikacją miejską(jak zwykle z przygodami!!) na Stary Rynek (nie Starówkę!), ale zanim trafiliśmy do McDonalda na kultowego i ulubionego "bigmaczka" zahaczyliśmy o Kościół Świętej Trójcy przy Klasztorze Dominikanów. 



Mieliśmy w planach, również odwiedzić naszych zaprzyjaźnionych braciszków z Lednickich Rekolekcji (brata Jacka i Dawida) jednakże przebywają aktualnie na rekolekcjach, dlatego polecamy ich naszej modlitwie.

Następna stacja to: McDonald!


Z tego miejsca wyszliśmy (jak zwykle) szczęśliwi z powodu pełnych brzuszków, a następnie weszliśmy na chwilkę do Kościoła Mariackiego. Po zwiedzeniu Starego Rynku, wielu zdjęciach, karmieniu gołębi i wysłaniu do Was pamiątkowych kartek, byliśmy zmuszeni do skierowania się w stronę dworca i powrotu do domu. 



Myślę, że lepszego zakończenia wakacji nie mogliśmy sobie wymarzyć. Za chwile oboje rozpoczniemy studia, szpitalne praktyki, oraz dodatkowe zajęcia, ale jedno jest pewne:
DAMY RADĘ! Wiary w to, że wszystko będzie dobrze nigdy nie utracimy. 

Nasz główny plan na życie nie zmieni się nigdy:

RAZEM ZA RĘKĘ, PRZEZ CAŁE ŻYCIE, AŻ DO NIEBA!




i wiemy, co mówimy!

"Miłość nigdy nie ustaje,
 Nie jest jak proroctwa, które się skończą,
 Albo jak dar języków, który zniknie,
 lub jak wiedza, której zabraknie.
 (...)
 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
 z nich zaś największa jest MIŁOŚĆ."
                                                                (1 Kor 13, 9;13)


wtorek, 5 września 2017

„Kocham Cię”, „zawsze”, „już nigdy”, jako słowa niosące wielką odpowiedzialność

„Kocham Cię”, „zawsze”, „już nigdy”, jako słowa niosące wielką odpowiedzialność

Chciałem przed chwilą zacząć ten post od słowa „zawsze”, ale się powstrzymam i użyję innego 😋

Ludzie powszechnie wyrażając swoją miłość kierują w stronę ukochanej osoby słowa typu „kocham Cię”, formułują zdania zaczynając od słów „zawsze” lub „nigdy” nie mając świadomości, co za sobą niosą. A niosą wiele: przede wszystkim odpowiedzialność, wielką moc oraz dają nadzieję drugiej osobie na lepsze życie przy boku ukochanej osoby.


I tutaj chciałbym z całego serca kolejny raz podziękować mojej kochanej Kasi, która bardzo często mnie upominała, gdy próbowałem jej wyrazić miłość za pomocą takowych słów. Byłem jedną z osób, które nie do końca miały świadomość co te słowa mogą w pełni znaczyć. Gdy kierowałem w stronę Kasi słowa „kocham Cię”, zawsze zostałem poprawiony słowami: „Nie. Ty mnie nie kochasz. Ty się we mnie zakochujesz.”. Z jednej strony sprawiało mi to przykrość, że moje słowa nie zostały przyjęte. Z drugiej zaś, gdy zacząłem myśleć nad tym, co usłyszałem, po czasie potrafiłem przyznać rację.

Dlaczego? Ponieważ ją miała.

Kochać kogoś nie można JUŻ. To jest takie oczywiste, a jednocześnie bardzo trudne do pojęcia. Człowiek się najpierw zauroczy, potem zakochuje. Gdy poczujemy się bezpieczni przy drugiej osobie, w pełni akceptowani takimi, jakimi jesteśmy, czujemy, że ta druga osoba pragnie nam dać tylko i wyłącznie dobro, ciepło i miłość na wieczność... wtedy kochamy. Lecz to nie jest koniec procesu zakochiwania się! Z każdym dniem będziemy to robić. Codziennie zakochujemy się od nowa, „po uszy”. Ja osobiście, w pewnym momencie nie wiedziałem, czy mogę kiedyś takowe słowa wypowiedzieć, czy nie. Po kilku minutach refleksji stwierdziłem, że te słowa są zupełnie niepotrzebne. Pomyślałem: „jeśli na razie Kasia nie chce tego słyszeć, to wyrażę, że ją kocham dając jej codziennie tyle miłości, ile tylko mi Bóg ześle danego dnia. Postaram się wypełnić Jej serce miłością po brzegi, tak jak On wypełnia moje.”. Do tej pory się tego trzymam. Dzięki temu widzę, jak codziennie chodzi uśmiechnięta, jak bardzo jest szczęśliwa. A jeżeli Ona będzie szczęśliwa, to i ja będę. Bo dla mnie szczęściem jest Ona.


Zazwyczaj obiecujemy ukochanej osobie cokolwiek, używając słowa „zawsze”. Jeżeli człowiek nie jest świadom, co mówi lub obiecuje, może bardzo szybko i łatwo skrzywdzić drugą osobę. Osobę, która mu zwyczajnie zaufała. To słowo jest bardzo zobowiązujące i trzeba się liczyć z tym, że jeżeli je wypowiadamy, musimy spełnić obietnice. Inaczej okażemy się ludźmi fałszywymi, nieodpowiedzialnymi.

Często powtarzam Kasi: „Zawsze będę pragnął ofiarować Ci tylko i wyłącznie dobro”. Jestem doskonale świadom, co Jej obiecuję i dobrze wiem, że jestem w stanie spełnić swoją obietnicę, ponieważ tego rzeczywiście pragnę. Pragnę, aby zawsze czuła się kochana i bezpieczna przy moim boku.


Natomiast wyrażenie „już nigdy” jest bardzo trudne do spełnienia, zakładając, że zaczynamy nim pewną obietnicę. Człowiek nie jest idealny, jest tylko człowiekiem, czyli ma ciało, rozum, do którego może (jeśli tylko pozwoli) dopuścić zarówno Boga, jak i Szatana, który sieje zło na potęgę i zrobi wszystko, aby zesłać nas na wieczne potępienie. Dlatego warto użyć zamiennika w stylu „Postaram się”. Jest bardziej pewne i bardziej prawdopodobne. Początkowo zakładamy, że nie chcemy czynić zła nie tylko wobec ukochanej osoby, ale także wobec bliźniego. Lecz w praktyce różnie bywa. Gdy dopuścimy, aby Zły nas namawiał do złego, być może ulegniemy i poprzez impuls lub negatywne emocje powiemy lub uczynimy coś, czego będziemy żałować. Dlatego przy kłótni warto czasem kolokwialnie ujmując „zamknąć paszczę” i przemilczeć daną kwestię, a w zamian (jeśli miało się na kłótnie z ukochaną osobą) podziękować za taką niesamowitą kobietę, która jest cudem w naszym życiu. Ja tak niemal zawsze robię, co mi wychodzi na dobre! Gdy się zanosi na „ostrzejszą wymianę zdań” niż zwykle mówię: „Ja nie będę się z Tobą kłócił o głupoty”. (czego rzeczywiście pragnę dla nas obojga 💖), po czym dodaję: "Panie Boże, dziękuję Ci za tą cudowną i kochaną kobietę, którą postawiłeś na mojej drodze!".


Naprawdę uważajmy, co mówimy w stronę ukochanej osoby, bo jeżeli rzeczywiście tego nie czujemy, możemy bardzo skrzywdzić drugiego człowieka. Jeśli czujemy, że kochamy, to mówmy otwarcie: „Kocham Cię!”, lecz jeśli nie jesteśmy pewni, że dotrzymamy słów „już nigdy”, powiedzmy z pokorą „postaram się”.
Ja się nie spieszę Jej kochać. Mam na to całą wieczność! 💖

Chwała Panu za każde słowo tu ujęte! 

sobota, 26 sierpnia 2017

Droga przez las nie jest długa, jeśli kocha się Osobę, którą idzie się odwiedzić..

Droga przez las nie jest długa, jeśli kocha się Osobę, którą idzie się odwiedzić..


Wybrałam się na długi spacer.. Modlić się, bawić, poznać magię wiary i pomyśleć nad sensem życia. Wybrałam 8 – dniowy szlak, taki w sam raz – 200 kilometrowy, prawie dobry i adekwatny co do moich możliwości. Chociaż wybrałam go już kolejny, a nawet jubileuszowy bo 10 raz, to jednak okazał się sporym wyczynem, który zdecydowanie mogę nazwać walką o przetrwanie. W skwarze, burzy i deszczu, z gorączką i antybiotykiem, ale z radością i nadzieją w sercu, że „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Wiecie już o czym mowa? O mojej tegorocznej pieszej pielgrzymce na Jasną Górę.



Długi spacer..
Aż dziwne, że właśnie tak to nazwałam. Bo przecież to wcale nie spacer, a prawdziwy szlak wiary. Tor, który przede wszystkim jest mierzeniem sił, tych które mam ze sobą, tych które powinnam mieć i tych, o które proszę (bo są mi niezbędne) do dalszej drogi. Szlak pełen wyboistych dróg, pod górę, przez las, po asfalcie.. Pielgrzymka jest wędrówką, gdzie trzeba być gotowym na wszystko, gdzie survival zaczyna nabierać prawdziwego znaczenia, gdzie nie ma czasu na zmęczenie, czy odpoczynek. To droga, w której ujawnia się najwięcej ludzkich słabości, najwięcej upadków, tych które siedzą w nas nieraz bardzo długo..


Sens życia jest chyba najczęstszym pytaniem, które zadaje sobie w duchu każdy młody człowiek. Bo przecież w wieku 21 lat teoretycznie „wie się wszystko”, ale praktycznie stoi się nic nie wiedząc, właśnie przed tym wszystkim. To właśnie ten czas, kiedy warto przez chwilę pomyśleć i naprawdę powierzyć się Jemu i Jej, oddając swe życie w najlepsze ramiona ukochanego Ojca i najczulszej Matki. To nagle sprawia, że życie nabiera barw (nie mówię tu o zakochaniu, gdzie wszystko wydaje się słodkie i różowe), staje się jaśniejsze i pełne blasku, a przede wszystkim pełne nadziei, na te lepsze dni, których jako młodzi mamy jeszcze przed sobą, oby jak najwięcej.


Magia wiary..
Dla ludzi młodych pielgrzymka jest też rodzajem manifestacji. Tej, w której pokazują, że nie wstydzą się iść pod prąd, nie wstydzą się wiary i Jezusa. Z roku na rok spotykam się z tym, że na szlaku jest coraz więcej ludzi młodych, i to właśnie oni pokazują swoim życiem i zachowaniem, że Maryja nasza Matka do której pielgrzymujemy wyprasza łaski, wysłuchując nawet tych najmłodszych.





Choć „magia” nie kojarzy mi się najlepiej. Uważam, że nie jest to słowo adekwatne do wiary czy wyznania, a raczej do głoszenia herezji (wieźmy, horoskopy, magie).. To jednak nie wiem jakim cudem mam nazwać widok młodzieży, która w skwarze, upale, deszczu czy burzy idzie i z radością śpiewa „Zaufaj Panu już dziś”; która każdego dnia o godz. 15 prosi, a wręcz błaga o Miłosierdzie dla całego świata; która każdego wieczoru trzymając się za ręce jak prawdziwa wspólnota odśpiewuje „Maryjo, Królowo nasza. Ciebie prosimy, uświęcaj rodziny, uświęcaj każdego z nas”. To naprawdę coś wspaniałego, za co jestem wdzięczna przede wszystkim Bogu oraz wszystkim pielgrzymującym. To prawdziwe świadectwo wiary, które powinien zobaczyć każdy niewierzący, czy krytykujący dzisiejszą polską młodzież.



Rodzinne pielgrzymowanie..
Choć na pielgrzymim szlaku towarzyszy mi najczęściej tylko mój brat i grupa przyjaciół, to jednak wiem, że jest to rodzinny szlak. Może podkreśla to jeszcze bardziej zwrot: „brat”, „siostra”, który używany jest do współpielgrzymujących, może wspólny cel i kierunek drogi. A może też wymiar ten poza ziemski, który podkreśla że nasze życie jest jedną wielką pielgrzymką.. że na końcu tej drogi czeka ten wymarzony i upragniony cel – NIEBO, do którego zmierzają wszyscy wokół mnie.  I tu na pielgrzymce, jest tak jak w rodzinie. Każdego dnia budzimy się rano, wspólnie się modlimy, kolejny dzień z rzędu jemy pomidorówkę 💖, śmiejemy się, śpiewamy, robimy zdjęcia i dobrze spędzamy czas, cały czas wędrując i zbliżając się do Niego i do Niej. Tak jak w rodzinie, wspieramy się i motywujemy, gdy któreś z nas nie wytrzymuje i po prostu z wysiłku nie daje rady. Tak jak w rodzinie, razem kochamy i dbamy o siebie. 


Copyright © 2016 Ukochani odwieczną Miłością , Blogger