22 sierpnia, godzina 21:15. Wracam właśnie od Kasi,
odprowadziła mnie na przystanek na ulicę
Warszawską i jadę komunikacją miejską na Czarnowską PKS. Przed obawą, że
się spóźnię na tego busa, zmówiłem Koronkę do Bożego Miłosierdzia w autobusie
miejskim. Wchodzę do środka stacji, a tam widok starego, prawie już
niefunkcjonującej stacji rodem z horroru! Światło mruga, ponuro, ludzi
praktycznie nie było wcale. Nie wiedziałem, gdzie ja na ten autobus mam iść.
Dzwonię do Kasi, mówi mi żebym szedł do góry po schodach i na dwór. Tak
uczyniłem, wszedłem po schodach, po czym patrzę przed siebie i widzę dziewczynę
przy kości, istna metalówa – oczy na czarno wymalowane, usta też, ubrana na
czarno i spoziera na mnie z pogardą.
I tu nasuwa się myśl, której świadomie bym nie stworzył. Racjonalne
myślenie się wyłącza, mózg zaczyna działać automatycznie:
myślę sobie: „Jezu, ona jest jakaś taka dziwna, boje się
jej. Jestem jedynym innym człowiekiem na tej stacji, przejdę jak najszybciej z
dala od tej dziewczyny, bo mi jeszcze coś zrobi!”
Tak też uczyniłem, po czym wyszedłem na dwór... i nic. Jest
cicho, ciemno i dalej ponuro. Wszedłem spowrotem do środa, rzecz jasna jak
najdalej od tej dziewczyny – metalówy. Po czym patrzę na rozkład...
rzeczywiście jest, 21:25 w stronę Buska-Zdroju. Obok widnieje numer 19, który
oznacza peron. Wyszedłem znowu na dwór, szukam tego peronu. Bez skutku. Wchodzę
znowu do środka i dostrzegam starszą panią, która spokojnie siedzi na ławce. W
oddali widzę metalówę, lecz bez zawahania pytam się tej kobiety: „Przepraszam,
tu jest napisane „Peron 19-sty.” Wie pani może, gdzie on się znajduje?” Ona za
to od razu to mnie z „buzią”, że jak można mieć takie pytania, i że ona to nie
wie, skąd ten autobus moje odjechać. Gdy zostałem spławiony przez ową kobietę,
na pomoc przychodzi mi... „metalówa”. Od razu, bez zawahania wytłumaczyła mi
drogę. Bez robienia problemów, bez wymigiwania się. Stałem jak wryty w ziemię
przez kilka sekund, po czym serdecznie podziękowałem i poszedłem drogą, którą
mi wskazała. Bez problemu dotarłem na miejsce, gdzie podjechał autokar, którym
zmierzałem w stronę domu.
Dlaczego to piszę? Ponieważ pragnę uświadomić ludziom, jak
bardzo można „płytko” ocenić kogoś, którego życia kompletnie nie znamy. Ktoś
zacznie się wypierać, że on by tak nie zrobił... Cóż, każdy grzeszy lub
zgrzeszy prędzej czy później, nawet jakby nie wiadomo ile „zdrowasiek” był w
stanie odmówić. Kochani, zacznijmy się kontrolować na każdym kroku, bo możemy
popaść w rutynę i oceniając wszystkich ludzi nam „niewygodnych” z wyglądu,
nigdy nie dostrzeżemy w nich tego, co w nich najpiękniejsze – wnętrza.
Wystarczy jedno zdanie, chociażby jedno słowo od źle ocenionej osoby, i robi
nam się głupio. Może właśnie w takiej osobie, takiej „metalówie” odnajdziemy
miłą osobę, a nawet przyjaciela. Kochani, bądźmy otwarci w pełni na innych, nie
tylko pobieżnie!
Chwała Panu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz