Ostatnio zobaczyłem tytułowy cytat, fragment Hymnu o Miłości z Nowego Testamentu. Jest to tak oczywiste, a tak czasem trudne do pojęcia. Bo jeżeli kochamy prawdziwie, jeśli ta miłość płynie z serca... to dlaczego to robimy?
Często robimy to automatycznie, nie patrząc na nic. Dziennie potrafimy sobie znaleźć choćby jeden powód, by zrobić "dym" jemu/jej praktycznie o nic. Czy można inaczej?
Można.
Ja (Mikołaj) jestem na to bardzo dobrym przykładem. Bardzo trudno mnie wkurzyć, a jeszcze bardziej pokłócić się ze mną o błahe rzeczy. Kasia może potwierdzić, że bardzo często już próbowała mnie zdenerwować, niekiedy celowo. Szczerze? Udało się jej może jeden raz :D Dlaczego? Otóż, z prostego powodu. Mam pewien przykład związku z mojego środowiska, który opiera się praktycznie na kłótni. Wystarczy choćby nawet nieodpisanie na Facebooku przez 5 minut, i burza się zaczyna. Jak można wszczynać awanturę o takie coś mając w podświadomości fakt, że wraz z każdym konfliktem dwoje kochających się ludzi oddala się od siebie. Dlatego zawsze byłem myśli, że po prostu nie ma sensu. Wystarczy wyjaśnić sprawę bez podnoszenia głosu, i wszystko dookoła staje się lepsze.
Jestem baaaaardzo ugodowym człowiekiem, i wiem, że ta cecha charakteru służy i służyć będzie nam obojgu przez cały czas. Czy nie lepiej się poczujemy, gdy chcemy coś komuś uświadomić od razu zakładając, że pragniemy dla niej/niego tylko i wyłącznie dobra?
Błędy popełnia każdy: zarówno Ty jak i ja. Tego nie ominiemy, bo jesteśmy ludźmi. Ludźmi skazanymi na błędy, których konsekwencją mogą też być grzechy. Ale jakie mamy prawo do ich rozpamiętywania, szczególnie, gdy zostały one powierzone nam w tajemnicy? Odpowiedź jest jedna i mimo tego, że została zaczerpnięta kolokwialnie rzecz ujmując od "dresów" to się bardzo sprawdza: Tylko Bóg może nas sądzić!
Popełniłem wiele błędów w życiu. Konsekwencją tych właśnie błędów są w większości grzechy, które wprawdzie zostały mi odpuszczone podczas Spowiedzi Świętej, to i tak zostają w psychice człowieka. Niektórych bardzo się wstydzę do tej pory tak bardzo, że jak sobie o nich przypomnę to robi mi się "niedobrze". Lecz z drugiej strony jest to dla mnie nauczka, żeby drugi raz tego samego nie uczynić. Niepojęte jest to, jak człowiek jest się w stanie sparzyć jednym czynem na bardzo długi okres życia. Potem stara się tego nie popełnić, bo przecież nie jesteśmy stworzeni po to, aby cierpieć, tylko aby kochać. Wiem, że mam teraz prawdziwą kobietę, której mogę powiedzieć wszystko bez wyjątku. Kasiu, bardzo Ci dziękuję za to, że po prostu jesteś i będziesz bez względu na moje bły życiowe.
Bądźmy wyrozumiali. Pamiętajmy o tym, że tylko i wyłącznie z uśmiechem na twarzy i radością w sercu wejdziemy do Domu Pańskiego.
Chwała Panu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz