środa, 3 stycznia 2018

Nigdy nie oceniaj ksiązki po okladce!


 Ten post pisałem od razu po wydarzeniu, które mną wstrząsnęło. Nie wiedziałem, że potrafię myśleć tak automatycznie, ale po kolei.
22 sierpnia, godzina 21:15. Wracam właśnie od Kasi, odprowadziła mnie na przystanek na ulicę  Warszawską i jadę komunikacją miejską na Czarnowską PKS. Przed obawą, że się spóźnię na tego busa, zmówiłem Koronkę do Bożego Miłosierdzia w autobusie miejskim. Wchodzę do środka stacji, a tam widok starego, prawie już niefunkcjonującej stacji rodem z horroru! Światło mruga, ponuro, ludzi praktycznie nie było wcale. Nie wiedziałem, gdzie ja na ten autobus mam iść. Dzwonię do Kasi, mówi mi żebym szedł do góry po schodach i na dwór. Tak uczyniłem, wszedłem po schodach, po czym patrzę przed siebie i widzę dziewczynę przy kości, istna metalówa – oczy na czarno wymalowane, usta też, ubrana na czarno i spoziera na mnie z pogardą.
I tu nasuwa się myśl, której świadomie bym nie stworzył. Racjonalne myślenie się wyłącza, mózg zaczyna działać automatycznie:
myślę sobie: „Jezu, ona jest jakaś taka dziwna, boje się jej. Jestem jedynym innym człowiekiem na tej stacji, przejdę jak najszybciej z dala od tej dziewczyny, bo mi jeszcze coś zrobi!”
Tak też uczyniłem, po czym wyszedłem na dwór... i nic. Jest cicho, ciemno i dalej ponuro. Wszedłem spowrotem do środa, rzecz jasna jak najdalej od tej dziewczyny – metalówy. Po czym patrzę na rozkład... rzeczywiście jest, 21:25 w stronę Buska-Zdroju. Obok widnieje numer 19, który oznacza peron. Wyszedłem znowu na dwór, szukam tego peronu. Bez skutku. Wchodzę znowu do środka i dostrzegam starszą panią, która spokojnie siedzi na ławce. W oddali widzę metalówę, lecz bez zawahania pytam się tej kobiety: „Przepraszam, tu jest napisane „Peron 19-sty.” Wie pani może, gdzie on się znajduje?” Ona za to od razu to mnie z „buzią”, że jak można mieć takie pytania, i że ona to nie wie, skąd ten autobus moje odjechać. Gdy zostałem spławiony przez ową kobietę, na pomoc przychodzi mi... „metalówa”. Od razu, bez zawahania wytłumaczyła mi drogę. Bez robienia problemów, bez wymigiwania się. Stałem jak wryty w ziemię przez kilka sekund, po czym serdecznie podziękowałem i poszedłem drogą, którą mi wskazała. Bez problemu dotarłem na miejsce, gdzie podjechał autokar, którym zmierzałem w stronę domu.
Dlaczego to piszę? Ponieważ pragnę uświadomić ludziom, jak bardzo można „płytko” ocenić kogoś, którego życia kompletnie nie znamy. Ktoś zacznie się wypierać, że on by tak nie zrobił... Cóż, każdy grzeszy lub zgrzeszy prędzej czy później, nawet jakby nie wiadomo ile „zdrowasiek” był w stanie odmówić. Kochani, zacznijmy się kontrolować na każdym kroku, bo możemy popaść w rutynę i oceniając wszystkich ludzi nam „niewygodnych” z wyglądu, nigdy nie dostrzeżemy w nich tego, co w nich najpiękniejsze – wnętrza. Wystarczy jedno zdanie, chociażby jedno słowo od źle ocenionej osoby, i robi nam się głupio. Może właśnie w takiej osobie, takiej „metalówie” odnajdziemy miłą osobę, a nawet przyjaciela. Kochani, bądźmy otwarci w pełni na innych, nie tylko pobieżnie!

Chwała Panu!


piątek, 3 listopada 2017

Tydzień pierwszy - MOJE ŻYCIE

Tydzień pierwszy - MOJE ŻYCIE

,,Duchu Święty naucz ufać Ci bez granic.
Daj mi chodzić nad wodami gdziekolwiek mnie powołasz.
Prowadź głębiej niż pójść mogą moje stopy.
Moja wiara się umocni w Twej obecności Boże." 


Czy życie ma sens? Po co żyję? Co lub kto jest sensem mojego życia?

To, że tu jestem jest ważne. To, że tu jestem oznacza, że to ja jestem ważna, że jestem potrzebna, a nie jestem jednym z wielu przypadków. To, że tu jestem oznacza, że chcę robić coś więcej. Że chcę wzrastać!! To znaczy, że to ja chcę wyjść Mu na spotkanie, że chcę Go spotkać jak uczniowie idący do Emaus, bo zwyczajnie za Nim tęsknie.


Dlaczego mam się modlić? Czy wierzę? Dlaczego wierzę? Jaka jest moja wiara? 

Wcale nie mówię, że super wierzę. Że nie grzeszę, że wszystko jest we mnie piękne.  Ze ufam i kocham bezgranicznie, że wybaczam na lewo i prawo. Ale wiem, że chcę. Chcę się do tego wciąż uczyć i to od najlepszego Nauczyciela. Chcę być dla braci i sióstr, czynić to samo chciałabym aby mnie czyniono. 



Czy Bóg istnieje? Jaki On jest? Jakie jest twoje doświadczenie Boga? Jak reaguje na cierpienie? Jak je znoszę? Czy jestem szczęśliwy? Co z moimi planami, marzeniami?

Po tygodniu osobistych zmagań, tych dotyczących mnie wiem jedno... To wszystko są FUNDAMENTY. Fundamenty tego, by moje życie stawało się piękne i szczęśliwe. A przez to, aby także stawało się powodem do radości dla innych. I w życiu przecież o to chodzi, by radością zarażać innych, bo człowiek wierzący to człowiek radosny. Pełen łaski i szczęścia. To ten, który ewangelizując tryska ciepłem, radością i Miłością!


wtorek, 31 października 2017

Holy win!!!

Holy win!!!
,,To nie jest tak, że oni umarli, a my żyjemy.
To oni żyją, a my umieramy."
~ ks. Piotr Pawlukiewicz.




Z nadejściem listopada odwiedzając groby naszych bliskich jeszcze bardziej przypominamy sobie o kruchości istnienia i pamięci o najbliższych. To właśnie ten czas gdy wiemy, że nic nie trwa wiecznie i żyjemy nadzieją na powtórne spotkanie z naszymi ukochanymi.. To też czas zadumy, czas ukojenia i może smutku z niewiedzy ile zostało do tego spotkania..
Wiem, że w tradycji początek listopada wiąże się z odwiedzaniem grobów naszych bliskich. To naprawdę piękny gest, że chcemy zapalić znicz czy postawić sztuczny kwiat trwający bardzo długo. Ale nie zapominajmy o nich na co dzień. Może nie zawsze mamy po drodze na cmentarz.. może mamy kilkanaście/ kilkadziesiąt kilometrów, a może zwyczajnie nie chcemy.. Ale pamiętajmy o tym, by jak najczęściej dawać im to co najpiękniejsze, a nic nie kosztuje. Ofiarujmy za nich swoją modlitwę. I choć groby naszych bliskich są dla nas najważniejsze, to rozejrzymy się też wokół. Na każdym cmentarzu znajduje się pełno porzuconych, a może już nieodwiedzanych grobów powstańców, żołnierzy, czy harcerzy. Oni naprawdę dali z siebie wszystko, abyśmy my teraz mogli żyć w wolnej ojczyźnie. Oni żyli myśląc o nas, może nie osobiście, ale ogólnie o młodzieży która kiedyś będzie żyła na tych terenach. Dlatego też powinniśmy pomyśleć o nich, dziękując za to, że byli w stanie zrobić wszystko dla naszej wolności. 

Halloween, halloween trąbią od rana wszelkie gazety, portale i nastolatkowie. Ale czy faktycznie w dzisiejszej dobie, nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, czym jest i jakie niesie konsekwencje HALLOWEEN?! Jak szybko prowadzi do zniewolenia, nawiedzenia czy opętania? Że wcale nie jest niewinną zabawą, a prawdziwym zagrożeniem duchowym? Nie ukrywam, że zostałam (a nawet wciąż jestem) wychowywana w tradycyjnej, konserwatywnej rodzinie. U mnie nigdy nie było halloween, oblewania krwią, wywoływania duchów czy nawet zbierania cukierków. U mnie zawsze był jednak kult i szacunek do zmarłych. Dlatego wiem, że będę uczestniczyć w Nocy Świętych.. W Balu, ze wszystkimi świętymi- tymi, którzy nad nami orędują. Tymi, którzy patrzą na nas z góry i wstawiają się za nami przed Bogiem. Wiem, że będę mieć namiastkę tego, co czeka mnie w wieczności. Dlatego warto tam być i samemu przeżyć coś tak pięknego. Jestem pewna, że u Ciebie również są takie uroczystości. Jeśli tylko chcesz to poszukaj ich w swojej parafii, czy diecezji i weź w nich udział. A jestem pewna, że nie pożałujesz radości i owoców z tego spotkania.  




Wydaje mi się, że wszystko w naszym życiu zależy od podejścia. Od tego jak patrzymy na świat, a w szczególności z jakiej perspektywy. Jeśli wierzymy w życie wieczne to mamy świadomość tego, że nasza codzienność przybliża nas do prawdziwego życia, do życia pełnego miłości i radości, do życia do którego zaprasza nas Pan.. Bo przecież, tak jak mówił ks Pawlukiewicz.. to nie my żyjemy.. to oni żyją a my umieramy!! 

sobota, 28 października 2017

Seminarium Odnowy Wiary

Seminarium Odnowy Wiary


Jak wiecie lub nie, 22 października w Sanktuarium św. Józefa rozpoczęło się kolejne Seminarium Odnowy Wiary. Jako osoba ciekawa i przede wszystkim szukająca różnych form modlitwy czy formacji udałam się na spotkanie wprowadzające. Mimo wielu moich obaw, chciałabym spróbować i również Wam tydzień po tygodniu przybliżać czym jest i jak wygląda Seminarium Odnowy Wiary! :)

Czym jest Seminarium?

Seminarium Odnowy Wiary to cykl rekolekcyjny, który trwa 10 tygodni. Są to zdecydowanie inne rekolekcje.. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że polegają na przeżywaniu ich w zaciszu domowym. To właśnie w tym miejscu - w domu, u siebie, w chwili ciszy każdego dnia siadamy do codziennej formacji. Do pomocy służy nam zeszyt ćwiczeń/ podręcznik do codziennej modlitwy. To w nim sięgamy po słowo na dany dzień. Tu także możemy zapisać sobie wszelkie notatki, wszystko to co poruszyło, czy dotknęło nasze serce.



Czego dotyczy formacja?

Każdy tydzień skupia się na jednym z wielu tematów, związanych z najważniejszymi kwestiami życia duchowego. Seminarium rozpoczyna się od poznawania samego siebie, swoich wad, swojego życia i wiary, a kończy na świadomości, że jesteśmy stworzeni do budowania relacji z innymi, że wspólnota jest darem, który pomaga nam rozwijać wiarę. Zgłębiamy tu przede wszystkim problemy związane z rozeznaniem swojej duchowości, przebaczenia, uzdrowienia, grzeszności a także Bożej Łaski i Miłosierdzia.

Dla kogo jest adresowane?

Seminarium jest odpowiednim miejscem dla każdej pełnoletniej osoby, która pragnie nie tylko odkryć ale pogłębić swoją relację z Chrystusem. Dzisiejszy świat cały czas bombarduje nas nowościami, technikami i wszelkimi rzeczami, które potrafią zagłuszyć w nas głos rozsądku, sumienia i wiary. Oczywiście, nie mówię tu o wszystkich, ale nawet ci, których wiara wydaje się mocna potrzebują jej umocnienia.

Jak wyglądają spotkania na Seminarium Odnowy Wiary?

Oprócz codziennej formacji mamy cotygodniowe(niedzielne) spotkania. To właśnie na nich wspólnie modlimy się, mamy konferencje na podsumowanie całego tygodnia oraz dzielimy się swoimi doświadczeniami w mniejszych grupach. To jest czas dla nas, aby razem z innymi móc się wspierać i rozwijać swoją wiarę.



Czy zachęcam Was do spróbowania przeżycia Seminarium Odnowy Wiary?

Jedno jest pewne.. Kto nie próbuje ten sam się nie dowie. Dziś nie wiem, jakie Bóg da owoce dla tych rekolekcji, nie wiem jak będę żyła po nich, ale jednego jestem pewna -  JAK NIE TERAZ TO KIEDY? Nigdy nie będzie lepszego momentu na poznawanie i odkrywanie siebie niż dziś.

poniedziałek, 23 października 2017

Ostatnie rekolekcje w wakacje, czyli Obóz maturzystów FDNT

Ostatnie rekolekcje w wakacje, czyli Obóz maturzystów FDNT
Nasza Fundacja... no właśnie. Co to "Fundacja"? A więc zacznę od tego.

"Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia” została powołana przez Konferencję Episkopatu Polski w 2000 roku jako wyraz wdzięczności dla Ojca Świętego Jana Pawła II za Jego niestrudzoną posługę duchową na rzecz Kościoła i Ojczyzny. Idea utworzenia Fundacji jako organizacji, której działalność ma upamiętniać Pontyfikat Jana Pawła II przez promowanie nauczania Papieża i wspieranie określonych przedsięwzięć społecznych, głównie w dziedzinie edukacji i kultury, narodziła się po pielgrzymce Ojca Świętego do Polski w 1999 r." (źródło: dzielo.pl)





To tak teoretycznie. A czym naprawdę jest FDNT dla stypendystów? Odpowiem jednym słowem: rodziną. Prawdziwą, kochającą się od pierwszego spotkania przez całe życie rodziną. Rodziną, z którą nie wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach. Rodziną, na którą zawsze można liczyć. Rodziną jednego Ojca. Ojca Świętego Jana Pawła II.
Jesteśmy Żywym Pomnikiem naszego polskiego Papieża, który zawsze tego pragnął. Głosimy Jego poglądy, żyjemy według Jego przykazań, wskazówek życiowych.
Dla mnie osobiście Fundacja była czynnikiem, która rozpoczęła moje nawrócenie - powrót na Drogę Miłosierdzia i Łaski płynącej od Ojca.

A więc, kontynuuję. Nasza Fundacja organizuje co roku obóz dla maturzystów od pewnego czasu już w Myczkowcach (Bieszczady). W tym roku miałem okazję w nim także uczestniczyć. Było tak, jak zwykle na "obozach fundacyjnych" bywa - najlepiej!




Klimat, ludzie, MIŁOSIERDZIE... te wszystkie czynniki, które uczyniły ten obóz cudownym wzbudziły we mnie siłę wspólnoty, chęci do działania i szerzenia miłości wokół siebie. Do tego wszelkie spotkania, rozmowy przeprowadzone ze znajomymi z fundacji i ich problemy utwierdziły mnie w tym, że nie tylko mi jest ciężko w życiu, ale każdemu, który wziął swój Krzyż i podąża za Zbawicielem naprzód z nadzieją.






Podczas obozu mieliśmy wiele konferencji, na których uświadamialiśmy sobie, jak ludzie są opętani przez tego "złego" - Szatana. Jest on przy każdym z Nas, ale nie w Nas dopóki trwamy w modlitwie i Łasce Uświęcającej. Jeśli żyjemy w Bogu, to zawsze będziemy przez Niego otoczeni Jego łaską.

Wspólne spotkania integracyjne przybliżyły Nas do siebie, lecz nie tak bardzo, jak rozmowy w "cztery oczy". Historie, które usłyszałem były przepełnione smutkiem, bólem. Nie wszystko układa się Nam, jakbyśmy chcieli. Wiele ludzi dookoła czeka, aby Nas skrzywdzić. Właśnie tych, którzy mają na celu czynić tylko i wyłącznie dobro. Właśnie w takich sytuacjach nie wolno się zrażać i trwać w miłości dalej, choćby nawet, gdyby to była miłość do nieprzyjaciela.

Bieszczady to góry, a góry to miejsce, w którym Kasia uwielbia przebywać, dlatego postanowiłem te rekolekcje przeżyć prosząc Matkę Pięknej Miłości znajdującej się w Kaplicy w Myczkowcach, aby wypełniała mnie Bożą Miłością w całości, abym zawsze już tą Miłość ofiarować właśnie Jej - tej, z którą pragnę przeżyć całe życie i przejść przez Bramy Niebios trzymając ją za rękę. Wręcz błagałem, aby to, co teraz czuję głęboko w sercu do Kasi nigdy się nie skończyło, a wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej się wzmocniło! Już teraz widzę, jak Ona mnie kocha - robiąc cokolwiek, myśląc o czymkolwiek, planując cokolwiek... zawsze ma mnie w sercu. Jestem tego pewien. Oboje wyszliśmy z rąk Pana na Ziemię, razem wrócimy do rąk Pana.






Miłosierdzie Boże jest niezliczone. Nie da się jednym słowem opisać tego uczucia. Mógłbym próbować, różnie nazywając, co czuję - bezpieczeństwo, bezwarunkową miłość, czy pieczę, którą nade mną trzyma... nie ma jednego słowa określającego ten stan. On daje nam wszystko, o co poprosimy. Jeśli nam odbiera to, co mamy, to może to brzmi bardzo lekkomyślnie i łatwo powiedzieć, ale taka jest prawda - TRZEBA MU ZAUFAĆ! Nic więcej.



Bieszczady to piękne miejsce. Najlepsze na kontemplację z Bogiem, z naturą oraz na znalezienie siebie i swojej drogi prowadzącej do Ojca. Wiem co mówię. Utwierdzony, że idę właściwą drogą, z właściwą osobą u boku, z właściwą Osobą, która czuwa nade mną już na zawsze. Jednymi słowy - IDĘ NAPRZÓD Z NADZIEJĄ!



Chwała Panu!

środa, 27 września 2017

"Miłość (...) nie unosi się gniewem, nie pamięta złego"

   Dlaczego złościmy się na ukochaną osobę o błahe rzeczy? Dlaczego rozpamiętujemy złe rzeczy i błędy popełnione przez ukochaną osobę? No własnie, dlaczego?
  
   Ostatnio zobaczyłem tytułowy cytat, fragment Hymnu o Miłości z Nowego Testamentu. Jest to tak oczywiste, a tak czasem trudne do pojęcia. Bo jeżeli kochamy prawdziwie, jeśli ta miłość płynie z serca... to dlaczego to robimy?

   Często robimy to automatycznie, nie patrząc na nic. Dziennie potrafimy sobie znaleźć choćby jeden powód, by zrobić "dym" jemu/jej praktycznie o nic. Czy można inaczej? 

Można.

Ja (Mikołaj) jestem na to bardzo dobrym przykładem. Bardzo trudno mnie wkurzyć, a jeszcze bardziej pokłócić się ze mną o błahe rzeczy. Kasia może potwierdzić, że bardzo często już próbowała mnie zdenerwować, niekiedy celowo. Szczerze? Udało się jej może jeden raz :D Dlaczego? Otóż, z prostego powodu. Mam pewien przykład związku z mojego środowiska, który opiera się praktycznie na kłótni. Wystarczy choćby nawet nieodpisanie na Facebooku przez 5 minut, i burza się zaczyna. Jak można wszczynać awanturę o takie coś mając w podświadomości fakt, że wraz z każdym konfliktem dwoje kochających się ludzi oddala się od siebie. Dlatego zawsze byłem myśli, że po prostu nie ma sensu. Wystarczy wyjaśnić sprawę bez podnoszenia głosu, i wszystko dookoła staje się lepsze. 
Jestem baaaaardzo ugodowym człowiekiem, i wiem, że ta cecha charakteru służy i służyć będzie nam obojgu przez cały czas. Czy nie lepiej się poczujemy, gdy chcemy coś komuś uświadomić od razu zakładając, że pragniemy dla niej/niego tylko i wyłącznie dobra?

Błędy popełnia każdy: zarówno Ty jak i ja. Tego nie ominiemy, bo jesteśmy ludźmi. Ludźmi skazanymi na błędy, których konsekwencją mogą też być grzechy. Ale jakie mamy prawo do ich rozpamiętywania, szczególnie, gdy zostały one powierzone nam w tajemnicy? Odpowiedź jest jedna i mimo tego, że została zaczerpnięta kolokwialnie rzecz ujmując od "dresów" to się bardzo sprawdza: Tylko Bóg może nas sądzić!

Popełniłem wiele błędów w życiu. Konsekwencją tych właśnie błędów są w większości grzechy, które wprawdzie zostały mi odpuszczone podczas Spowiedzi Świętej, to i tak zostają w psychice człowieka. Niektórych bardzo się wstydzę do tej pory tak bardzo, że jak sobie o nich przypomnę to robi mi się "niedobrze". Lecz z drugiej strony jest to dla mnie nauczka, żeby drugi raz tego samego nie uczynić. Niepojęte jest to, jak człowiek jest się w stanie sparzyć jednym czynem na bardzo długi okres życia. Potem stara się tego nie popełnić, bo przecież nie jesteśmy stworzeni po to, aby cierpieć, tylko aby kochać. Wiem, że mam teraz prawdziwą kobietę, której mogę powiedzieć wszystko bez wyjątku. Kasiu, bardzo Ci dziękuję za to, że po prostu jesteś i będziesz bez względu na moje bły życiowe.

Bądźmy wyrozumiali. Pamiętajmy o tym, że tylko i wyłącznie z uśmiechem na twarzy i radością w sercu wejdziemy do Domu Pańskiego.


Chwała Panu!

środa, 13 września 2017

Krakowska niedziela.. czyli wspólny poranek w promieniach słońca i Bożego Miłosierdzia!

Krakowska niedziela.. czyli wspólny poranek w promieniach słońca i Bożego Miłosierdzia!
Od ponad miesiąca planowaliśmy wyjazd do Krakowa, lecz zawsze "coś", "gdzieś" wypadało... Koniec końców zapadła decyzja: "Następną niedzielę spędzimy w Krakowie!", dlatego 9 września był zarezerwowany na tę piękną dawną stolicę Polski.


Niedziela, pobudka z samego rana, kawa i szybko na pociąg! 07:03 odjazd. Kierunek Kraków.. takie nasze małe, wspólne zakończenie wakacji!


Tosty w pociągu, trochę snu i jeszcze więcej radości z możliwości spędzenia wspólnego dnia! A o 9 z lekkim opóźnieniem wysiadamy na Dworcu Głównym w Krakowie. Z jedną maleńką nadzieją na szybką kawę i jak najlepszy dojazd do Łagiewnik na pierwszą możliwą Mszę!!


I tu się zatrzymujemy. Od dawna marzyliśmy o tym, aby razem jechać odwiedzić "stolicę" Bożego Miłosierdzia. Dlaczego? Bo to od Niego pochodzi cała nasza miłość - ta, którą dajemy sobie nawzajem każdego dnia. Także i w ten dzień chcieliśmy, aby Nasze serca zostały napełnione miłością pochodzącą od Niego. I oczywiście od siebie nawzajem!





Sanktuarium - przepiękne. Boże Miłosierdzie przeszywało każdego, kto tylko wszedł do tego Bożego Domu. Wystarczyło trzymając się za ręce stanąć przed Obrazem Jezusa Miłosiernego, aby łzy spływały po policzkach, aby serce zabiło mocniej. Nie tylko ze względu, że jesteśmy pod opieką Jezusa Chrystusa, ale też dlatego, że właśnie tę piękną chwilę możemy przeżywać przy boku ukochanej osoby. 


Po Mszy Świętej stanęliśmy przed Bramą Miłosierdzia ciesząc się jak dzieci, że udało się wreszcie Nam tu trafić!


Po pobycie w tym cudownym miejscu postanowiliśmy... coś zjeść! :D Dlatego przejechaliśmy komunikacją miejską(jak zwykle z przygodami!!) na Stary Rynek (nie Starówkę!), ale zanim trafiliśmy do McDonalda na kultowego i ulubionego "bigmaczka" zahaczyliśmy o Kościół Świętej Trójcy przy Klasztorze Dominikanów. 



Mieliśmy w planach, również odwiedzić naszych zaprzyjaźnionych braciszków z Lednickich Rekolekcji (brata Jacka i Dawida) jednakże przebywają aktualnie na rekolekcjach, dlatego polecamy ich naszej modlitwie.

Następna stacja to: McDonald!


Z tego miejsca wyszliśmy (jak zwykle) szczęśliwi z powodu pełnych brzuszków, a następnie weszliśmy na chwilkę do Kościoła Mariackiego. Po zwiedzeniu Starego Rynku, wielu zdjęciach, karmieniu gołębi i wysłaniu do Was pamiątkowych kartek, byliśmy zmuszeni do skierowania się w stronę dworca i powrotu do domu. 



Myślę, że lepszego zakończenia wakacji nie mogliśmy sobie wymarzyć. Za chwile oboje rozpoczniemy studia, szpitalne praktyki, oraz dodatkowe zajęcia, ale jedno jest pewne:
DAMY RADĘ! Wiary w to, że wszystko będzie dobrze nigdy nie utracimy. 

Nasz główny plan na życie nie zmieni się nigdy:

RAZEM ZA RĘKĘ, PRZEZ CAŁE ŻYCIE, AŻ DO NIEBA!




i wiemy, co mówimy!

"Miłość nigdy nie ustaje,
 Nie jest jak proroctwa, które się skończą,
 Albo jak dar języków, który zniknie,
 lub jak wiedza, której zabraknie.
 (...)
 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
 z nich zaś największa jest MIŁOŚĆ."
                                                                (1 Kor 13, 9;13)


Copyright © 2016 Ukochani odwieczną Miłością , Blogger